Co najbardziej dziwi obcokrajowców po przyjeździe do Polski? Jakie różnice rzucają im się w oczy i jak zostają przyjęci przez wrocławian? Ciekawe odpowiedzi na te pytania, a także aspektów kultury kraju kwitnącej wiśni rozmawiałyśmy z Shoko Sakai – japońską perkusistką, która od sześciu lat mieszka we Wrocławiu. Shoko cierpliwie opowiadała nam o swojej ojczyźnie; co więcej, zaskakująco dobrą polszczyzną. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie uczęszczała na żadne kursy. Języka nauczyła się sama z niewielką pomocą polskich znajomych! :)
My: Jakie różnice międzykulturowe zwróciły Pani największą
uwagę po przyjeździe do Polski?
Shoko Sakai: To dosyć obszerne pytanie. Jestem muzykiem i jako muzyk
widzę głównie różnice wiążące się z tym co robię. Pracuję w filharmonii, które
w Polsce, można znaleźć w każdym nieco większym mieście; Wrocławiu, Gdańsku,
Zielonej Górze.. W Japonii wygląda to nieco inaczej. Jeśli chciałybyście posłuchać muzyki
symfonicznej na żywo, musiałybyście przejechać kilkaset kilometrów do Tokio, Osaki
lub Nagoyi lub poczekać aż orkiestra wybierze się w trasę po małych
miejscowościach. Tutaj muzyka jest bliżej ludzi. Mogą przyjść na koncert kiedy
tylko mają ochotę. Również o wiele lepiej ma się sprawa ze szkołami muzycznymi i
ogólnie z nauką gry. Instrument
perkusyjny na którym gram robi sporo zamieszania, wiadomo; kotły, bębny, hałas
(śmiech). Wydaje mi się, że tutaj młodzi muzycy mają więcej możliwości jeśli
chodzi o ćwiczenie..
My: Zamieszkanie we Wrocławiu było czymś co Pani planowała?
Shoko Sakai: Z początku nie wiedziałam czy zostanę tu na chwilę czy na
stałe. Przyjechałam na studia. Miał to być rok, ale jakoś przedłużyło się na
półtora. Z uwagi na to, że były to studia podyplomowe i polegały głównie na
samym graniu, nie musiałam nawet uczyć się języka. Moja nauczycielka mówiła
świetnie po angielsku. I tak do tej pory jakoś nigdy nie chodziłam na kursy, bo
polscy studenci którzy nie mówili aż tak biegle w tym języku, po prostu uczyli
mnie i poprawiali.
My: A co zaważyło na
tym ze została pani w Polsce?
Shoko Sakai: Na studiach od razu zaczęłam tu koncertować, zawiązałam
dużo znajomości z różnymi orkiestrami. Potem dostałam również pracę na Akademii
Muzycznej we Wrocławiu.
My: Pracuje pani w Filharmonii i na Akademii. Kiedy znajduje
pani czas na to żeby odwiedzić swoje rodzinne miasto? To jednak spora odległość..
Shoko Sakai: Tak, Pracę na Akademii i w Filharmonii zaczynamy już na
przełomie września i października. Przerwy świąteczne to maksymalnie dwa
tygodnie, przy czym zawsze znajdzie się jeszcze cos do załatwienia w mieście,
więc wcale nie pozostaje tak dużo czasu. Dlatego do Japonii jeżdżę generalnie
raz w roku; w lipcu lub w sierpniu. Wtedy zdarza mi się zostać tam nawet trzy,
cztery tygodnie, jeśli się da to dłużej. Poza tym półtora roku temu byłam na
wycieczce ze studentami Akademii Muzycznej i w tym roku również planuję taki
wyjazd. To był taki międzynarodowy projekt, który obejmował muzyków z Japonii,
Polski, Tajwanu..
My: Mogłaby odpowiedzieć nam Pani jeszcze o najważniejszych
świętach w Japonii?
Shoko Sakai: Hmm.. w Japonii najważniejszym świętem jest Nowy Rok. Może
słyszałyście takie powiedzenie ,,pracować jak Japończycy” (śmiech). To dosyć trafne
określenie. Przykładowo, sklepy są zawsze otwarte, nie wyłączając sobót i
niedziel. Natomiast w Nowy Rok wszędzie panuje cisza. To pokazuje jak ważny to
dla nas okres. Za to Boże Narodzenie obchodzone jest bardziej rozrywkowo. W
Polsce jest zupełnie odwrotnie, dlatego czasami śmiesznie się czuję gdy tu
jestem :)
Co do innych ważnych świąt, to na
pewno te, które wiążą się z religią. Przykładowo 15 listopada obchodzimy święto
związane z najpopularniejszą obok buddyzmu religią shintō (te dwie religie można wyznawać
jednoczenie). To dzień w którym kiedyś świętowało się udane zbiory.
Hmm.. jest też na przykład 3
marca - Dzień Dziewczyn. Obchodzony jest trochę huczniej niż w Polsce. Kobiety
ubierają kimona, w domach wystawia się lalki, jemy sushi..
My: Czy to prawda że sushi może
przyrządzać tylko mężczyzna?
Shoko Sakai: Nie! (śmiech). To znaczy w
domu nie ma to znaczenia, chociaż,
rzeczywiście, w restauracjach raczej nie pracują kobiety..
My: Mogłaby Pani jeszcze nam powiedzieć
jak, patrząc z pani perspektywy, Polacy odnoszą się do obcokrajowców?
Shoko Sakai: Ciężko powiedzieć jak Polacy..
wiadomo, że to zawsze zależy od osoby, ale mam wrażenie, że generalnie ludzie tutaj
są bardzo otwarci. Nie wiem czy się zgodzicie (śmiech). Podchodzą do innych
kultur i uczą się o nich z dużym entuzjazmem. Relacje są też mniej formalne niż
w Japonii, gdzie na przykład na rozmowie o pracę zbyt zrelaksowana osoba może czasem
uchodzić za niegrzeczną . Mi taki ,,kontaktowy klimat” bardzo odpowiada, ale
to, że u nas wygląda to nieco inaczej wcale nie znaczy, że jesteśmy, jakby to
powiedzieć,… ,,sztywni”(śmiech). Takie zachowanie chyba dyktuje nasza kultura.
Nie ściskamy się na powitanie, nie podajemy ręki gdy kogoś poznajemy. Nawet gdy
żegnam się z mamą na lotnisku i wiemy, że nie będziemy widzieć się prawie rok,
nie przytulamy się. Mamy wspaniały kontakt i bez tego. Po prostu tego nie
potrzebujemy.
Chociaż, co jest dosyć zabawne, w
pociągach sprawy mają się zupełnie inaczej, bo w megalopolis bywa ogromny ścisk(są
nawet specjalni pracownicy którzy zajmują się pakowaniem ludzi do pociągów).
Kiedyś byłam w Japonii z kolegą muzykiem z Polski i w godzinach szczytu
chcieliśmy dostać się na koncert. Wsiedliśmy do pociągu i stopniowo robiło się
coraz ciaśniej i ciaśniej. Mówię do niego ,,Popatrz na wszystkich, maja
kompletnie niewzruszone miny”. Taki ścisk nikomu nie wadził, wszyscy byli już
do tego przyzwyczajeni, więc to pokazuje, że nie przeszkadza nam cielesny
kontakt, po prostu tak to już u nas jest :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz