środa, 29 kwietnia 2015

Afrykamera - kino afrykańskie we Wrocławiu

 Wrocławska ,,Afrykamera", czyli Festiwal Filmów Afrykańskich, stwarza nam wspaniałą okazję do poznania interesujących produkcji, o których w Polsce niewiele się mówi. Nollywood - bo tak nazywany jest ogólnie afrykański przemysł filmowy (nazwa odnosi się głównie do filmów nigeryjskich) ma naprawdę wiele do zaoferowania!

      


Nas osobiście, z repertuaru festiwalu, najbardziej zainteresował film mauretańskiego reżysera Abderrahmane Sissako ,,Timbuktu".

  Film, będący laureatem siedmiu Cezarów( nominowany także do Oskara i Złotej Palmy), jest obrazem tytułowego miasta, w którym mieszkańcy żyją pod okiem, i pod prawem, toczących swoją świętą wojnę dżihadystów. Zabronione jest granie muzyki, piłka nożna, publiczne okazywanie uczuć, a od kobiet wymaga się pełnego zakrycia ciała.


  Produkcja zrealizowana jest bardzo ciekawie, bo choć akcja filmu rozgrywa się powoli, reżyser umiejętnie gra na emocjach widza, a skłaniające do refleksji ujęcia przekładane są tymi wywołującymi śmiech. Film jest pełen barwnych krajobrazów Afryki (dla miłośników ładnych widoczków :p ), a z sali wychodzi się z pewną zadumą.




   W tym roku odbywała się już dziesiąta edycja Festiwalu :) Filmy były wyświetlane w budynku Dolnośląskiego Centrum Filmowego.

   Lecz ,,Afrykamera" to nie tylko kino! W tegorocznym programie znalazły się wykłady o aspektach kultury wybranych krajów afrykańskich, wystawy, koncerty, a nawet warsztaty językowe.

    Przemysł filmowy nie zamyka się na hollywoodzkich produkcjach. Festiwal z całą pewnością jest obowiązkową pozycją każdego zaineresowanego tą kulturą. I nie tylko! ;)


Poniżej zamieszczamy relację Asi, dotyczącą obejrzanego filmu i zachęciamy do czytania :)


" Siedząc już wygodnie w sali kinowej nie spodziewałam się, że film "Timbuktu" tak mnie poruszy. Przez 80 minut patrzyłam jak zahipnotyzowana na ekran. Film prezentował życie miasta, tak jakby ktoś nakręcił film pod tytułem "Wrocław" i pokazałby prawdziwe życie mieszkańców. Ktoś byłby w pracy, ktoś by wieszał pranie, w innej scenie student przy szóstym kubku kawy powtarzałby notatki. Tyle, że życie mieszkańców prezentowane na ekranie różniło się od naszego...
Kiedy oglądałam niektóre sceny odczuwałam ambiwalencję uczuć. O wielu z nich zdecydowanie będę pamiętać przez dłuższy czas. Jedną z takich scen jest moment gdy chłopcy grają w piłkę nożną. Młodzi biegają i cieszą się ze swojego towarzystwa. Podobne sceny widzimy przecież nierzadko... jednak... Grają bez piłki, ponieważ jest to zabronione. Myślę, że jest w tej scenie pokazany pewien tragizm. Bohaterowie kochają, buntują się, czują się bezsilni, "olewają" co się wokół nich dzieje, angażują się. Są. Żyją.
Kiedy na ekranie pojawiła się scena biegnącej dziewczynki, biegnącego chłopca oraz biegnącego mężczyzny wiedziałam, że to już koniec. Film jest przepełniony symboliką, która dla każdego znaczyła co innego; Dlatego kiedy pojawił się czarny ekran nie zdziwiłam się, że ponad połowa sali nawet się nie poruszyła. Film daje do myślenia. Nie ważne jakiego rodzaju kino lubisz, gorąco polecam!"






wtorek, 28 kwietnia 2015

Prepare for success, but don’t be afraid of unknown or imperfect - spotkanie z EliWink

Spotkanie z Eli Winkelman, niezwykłą działaczką  społeczną , która w wieku 19 lat, nie wiedząc co dalej, zaczęła piec tradycyjne żydowskie pieczywo. Po kilku latach jej działalność niesamowicie się rozwinęła i dziś na całym świecie istnieje 70 organizacji pod jej nazwą. Podczas warsztatu Eli opowiadała w jaki sposób można skutecznie działać, by zmieniać świat oraz o swoich dokonaniach, które dowodzą, że można zrobić to nawet za pomocą… chałki.


Eli jest współzałożycielką ruchu Challah for Hunger, w której wolontariusze z amerykańskich oraz zagranicznych college'ów od 10 lat walczą z głodem na świecie piekąc i sprzedając tradycyjne żydowskie pieczywo. Organizacja działając, łączy ludzi w dążeniu do jednego celu, którym jest pomoc ludziom głodnym i potrzebującym, poprzez pieczenie, sprzedawanie i zbieranie pieniędzy z chałek.

Eli opowiada o inicjatywie:



Chałki podbijają serca milionów ludzi i sprzedawane są w naprawdę dużych ilościach. My na spotkaniu mieliśmy przywilej poznania ich autorskiego przepisu, który gorąco polecamy!

Challah

- ½ cup oil
- 2 ½ cups water
- ¾ cup su gar
- ½ tablespoon salt
Mix it all together.
Add 4 cups of flour and mix.
In separate bowl, mix 1 cup of flour and 1 tablespoon INSTANT yeast.
Add to big bowl with everything else.
Add 2 more cups of flour.
Mix it all together.
Add more flour if you need to, if it’s too sticky.
But don’t add too much.
Add anything else you want, like chocolate chips..
Braid it and bake at 176 degrees until it’s golden and done.



Organizacja ma swoją własną stronkę, na której możemy przeczytać coś więcej o ich działalności


Od dwóch lat Eli zajmuje się swoim nowym pomysłem, którym jest „CRAFT”, czyli rękodzieło. Organizację prowadzi w mieście, w którym mieszka ;w Austin w Teksasie. Craft jest to miejsce, w którym każdy może zrobić sam, coś co widział w Internecie, ale nie miał takich materiałów i nie do końca wiedział jak się za to zabrać. Tam ma możliwość za niewielką opłatą (opłata za wejście na godzinę/y), wykorzystując wszystkie dostępne materiały, dodatki, i nie tylko, stworzyć swoje rękodzieło, które później zabiera do domu

Serdecznie zapraszamy na stronki CRAFTu, w których nie tylko dowiedzie się co to dokładnie jest, ale również zaczerpniecie nowych inspiracji dla swoich twórczości.
http://craft-austin.com/ 


Eli to wyjątkowa kobieta, która swoją postawą odwagi i pozytywnego nastawienia do nowych rzeczy inspiruje do działania i ruszenia na przód, przeciwko wszelkim przeciwnościom i obawom. Na warsztacie podzieliła się z nami swoją zasadą, której trzyma się odkąd zaczęła swoją przygodę w organizacjach, a dziś my postanowiłyśmy ją również wprowadzić do życia ;)

Prepare for success, but don’t be afraid of unknown or imperfect.
Przygotuj się na sukces, ale nigdy nie bój się nieznanego czy niedoskonałego.




 
Eli! :)))

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Wieczór indyjski we Wrocławiu


Instytut Studiów Azjatyckich współpracując z klubem pod siedmioma kolumnami przeprowadził 11 kwietnia "Wieczór indyjski we Wrocławiu". Oczywiście nie mogło nas zabraknąć! 

(link do wydarzenia:wieczór indyjski)



 Ten post świadczy o tym, że wielu ludzi pragnie dowiedzieć się czegoś więcej o innych kulturach. Ludzie są otwarci na takie wydarzenia. Wysoka frekwencja  bardzo pozytywnie nas zaskoczyła! Sala wprawdzie nie była duża, ale zapełniona do takiego stopnia, że nasz fotograf, na początku wydarzenia musiał podnosić ręce do góry by móc zrobić zdjęcia!



Już w pomieszczeniu przed główną salą można było zauważyć piękne fotografie pana Jacka Muellera i Alicji Lozowskiej.








Po krótkim przedstawieniu organizatorów:
 







Głos zabrała pani Aneta Krejczy, Absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Swoją przygodę i fascynację z krajami azjatyckimi zaczęła od przeczytania zwykłej broszurki. A w roku 2011 otrzymała rządowe stypendium studenckie w Indiach.



Goście mogli wysłuchać jej opowieści na temat tego kraju. A pani Aneta potrafiła naprawdę zaciekawić przybyłych! Mówiła jak jest. Pokazywała zdjęcia oraz opowiadała o swoich "przygodach". Nam najbardziej spodobały się historyjki o podróżowaniu komunikacją miejską :D Na przykład o pociągu, który nie ma nawet wyraźnych przedziałów,a każdy stoi ściśnięty. A na stacjach postojowych? Wchodzą handlarze! Pani Aneta ze śmiechem komentowała, że kupcy muszą mieć jakąś magiczną moc skoro potrafią się przeciskać z tobułkami. :D. Albo, że w Indiach są schroniska dla... krów! Ciężko w to uwierzyć, ale miło się słuchało.

Jedno zdanie zapamiętałyśmy najbardziej "W Indiach pozytywni są przede wszystkim ludzie". 


Myślimy też, że to zdanie najtrafniej podsumowuje całe spotkanie, dlatego zachęcamy wszystkich do chwili refleksji nad tym stwierdzeniem.


Często możemy przeczytać o jakimś kraju w internecie, przecież mamy dzisiaj takie możliwości... jednak to nie jest to samo co usłyszenie czyjegoś "świadectwa". Pani Alicja prowadzi ciekawego bloga, zatem zachęcamy do lektury: mojezyciewindiach


Następnie pani Alicja Jezierska wraz z córką wykonały taniec Bharatanatyam. Taniec ten, jak się potem dowiedziałyśmy, istnieje już ok. 3000 lat! Jest to antyczny już styl tańca, który początkowo był tańczony przez tancerki-kapłanki, devadas.

Pani Alicja z córką












 Mogliśmy także zobaczyć taniec Bahara, jedną z odmian tańca Bollywood,w wykonaniu Aleksandry Reimann.


Nie zabrakło też (jak to nazwali organizatorzy) "muzycznego uzupełnienia", którym był cudowny koncert Wiktora Mączyńskiego. Mieliśmy możliwość wysłuchania jego autorskiego repertuaru, w którym to połączył elementy tradycyjnej muzyki indyjskiej z brzmieniami folkowymi.







Jednym z końcowych pokazów był cudny:)) taniec Karoliny Zarębskiej. Członkini szkoły tańca orientalnego An Najma. Karolina okazała się nie tylko świetną tancerką, ale też przesympatyczną osobą. 




Karolina tańczy od 5 lat taniec arabski, tzw taniec brzucha, ostatnio zaczęła również interesować się bollywoodem. 
Cała jej przygoda z tą kulturą rozpoczęła się w liceum, kiedy w Polsce zaczął się wielki boom na indyjskie filmy. 


"To była totalna nowość, więc gdy oglądnęłam mój pierwszy film od razu coś zaskoczyło, strasznie wkręciłam się w tą kulturę, zainteresowałam się takimi prawdziwymi Indiami i pod koniec liceum zdecydowałam się na studia filologii indyjskiej." 



Na drugim roku wyjechała do Indii, by poznać swoją ukochaną kulturę od wewnątrz. Oprócz tego na studiach miała możliwość uczestniczenia w zajęciach języka hindi prowadzonych przez właściciela restauracji Masala, które odbywały się w restauracji. Dzięki temu już można było nasycić się tym klimatem. Uczelnia zapewniła również wiele wydarzeń i spotkań, na których można było poznawać Indie w teorii (poprzez różne prezentacje i wykłady), ale również w praktyce (degustacje, poczęstunki ..:)).


Mimo, że studia filologii indyjskiej nie są tak bardzo popularne Karolina poleca je z całego serca, ale przede wszystkim piękną i jakże różnorodną kulturę indyjską!


Na sam koniec (TYLKO DLA WYTRWAŁYCH!) był mały poczęstunek! Można było skosztować Samosy (przekąska w postaci trójkątnego pierożka)  oraz laddu (cukierki indysjkie <3 )




Udało nam się zdobyć jedno z indyjskich słodyczy!


A tu ugryziony już pierożek i laddu:D

I na koniec króciutkie video z tego cudownego wieczoru indyjskiego 




Osobiście zachęcamy wszystkich do uczestnictwa w podobnych wydarzeniach, a już wkrótce kolejne wpisy. Pozdrawiamy!